Złoto i plemniki w cieniu Akropolu.
- Marta Norenberg
- 13 mar
- 6 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 13 mar
Muzeum Iliasa Lalaounisa Ateny

Kto choć raz odwiedził ateński Akropol ten wie, że dzień w dzień wzgórze greckich bogów opływa rzeka turystów. Ba! sam w niej płynął i zapewne wraz z innymi zahaczył liczne kawiarnie i stragany z pamiątkami. Wystarczyłoby jednak wyrwać się z tego nurtu, by na pobliskiej uliczce odnaleźć królestwo biżuterii przesiąkniętej historią. I właśnie tą drogą podążymy.
Nieskrępowana kreatywność.
Oto stoi przed nami kamienica w całości poświęcona Muzeum Biżuterii Iliasa Lalaounisa, a w środku czeka bogactwo złotego kruszcu. Starożytna granulacja niczym z etruskich warsztatów, bizantyjskie ornamenty i naszyjniki niemalże wprost zdjęte z królewskich portretów. Niech jednak nie zmyli nas ta historyczna otoczka, ponieważ te prace powstały w XX wieku. To scheda po Iliasie Lalaounisie, ateńskim jubilerze, artyście i propagatorze sztuki jubilerskiej, który 70 lat zajmował się złotnictwem, a w 1994 roku otworzył pierwsze w Grecji muzeum poświęcone tej sztuce. Urodzony w samym sercu Aten w 1920 roku, pochodził z rodziny złotników i zegarmistrzów z Delf, której tradycje sięgały czterech pokoleń. Kształcił się w dziedzinie ekonomii i biznesu, a także uczęszczał na zajęcia prawnicze na Uniwersytecie Ateńskim. Zdobywał umiejętności w zakresie projektowania i rysunku, a ponadto zgłębiał tajniki muzyki bizantyjskiej. Przez całe życie prowadził szeroko zakrojone badania nad różnorodnymi zagadnieniami, szukając inspiracji do swoich prac. Jego twórczość została wielokrotnie nagrodzona, a najważniejszym wyróżnieniem była Nagroda Francuskiej Akademii Sztuk Pięknych, którą otrzymał w 1990 roku. Był jedynym jubilerem, który dostąpił zaszczytu członkostwa w tej prestiżowej instytucji. Jego kolekcja robi wrażenie, w muzeum możemy podziwiać bagatela 4500 precjozów, które są przejawem nieskrępowanej kreatywności i swobodnego czerpania inspiracji z otaczającego nas świata.
Lata mijają, a pamięć się zaciera. Nie jestem pewna jak i gdzie trafiłam na informację o tym miejscu. Bardzo prawdopodobne jest, że znalazłam je w trakcie poszukiwań europejskich muzeów związanych ze złotnictwem i rzemiosłem artystycznym. Swego czasu w wolnych chwilach otwierałam mapę i w różnych językach wpisywałam hasła powiązane z tą tematyką. Znalezione miejsca oznaczałam kolorami i zapisywałam na przyszłość. Możliwe, że właśnie odnalezienie Muzeum Lalaounisa sprawiło, że za destynację jednego z urlopów obrałam ateńską kolebkę naszej cywilizacji. Nie przedłużajmy jednak tego oczekiwania i wejdźmy do wnętrza, w którym ulokowano zbiory.
Od tradycji do technologii.
Złoto. Kamienie. Starożytny sznyt. Można się zgubić w tej wielości, choć ekspozycja ułożona jest bardzo klarownie, wedle inspiracji. Na stałej wystawie znajdziemy pięćdziesiąt kolekcji zaprojektowanych i nadzorowanych przez Iliasa w latach 1957 – 2002. W wielu przypadkach impulsem do ich powstania była historia sztuki światowej, a zwłaszcza greckiej. Nie zabrakło też odwołań do artefaktów prehistorycznych, natury i architektury, a także nowoczesnych technologii. Nawet biologia znalazła tu swoje miejsce, zwłaszcza struktury jakie możemy zobaczyć pod mikroskopem, a także zaskakująca seria prac, w których secesyjnie wiją się plemniki. Oko przyciąga również gigantyczna mosiężna biżuteria, która służyła jako rekwizyt w trakcie oper i spektakli teatralnych oraz skalno – metalowe kompozycje kwiatów realistycznie wykutych w złotym kruszcu.

Klejnoty i mikrorzeźby są przykładem powrotu do starożytnych technik złotniczych. W tym miejscu przypomina mi się złotnicza rodzina Castellanich, która królowała w Rzymie oraz na dekoltach pań w całej Europie w XIX wieku. Castellani czerpali inspirację do swojej biżuterii ze stylów etruskiego, rzymskiego, bizantyjskiego i średniowiecznego, a także poszukiwali antycznych technik i motywów do reinterpretacji. W ten sposób przyczynili się do rozwoju ruchu archaeological revival, czyli odrodzenia starożytności. Biżuteria archeologiczna była niezwykle popularna i pożądana przez obywateli z najwyższych szczebli społeczeństwa. Firma Castellani była zarówno pionierem, jak i dominowała w produkcji tego typu biżuterii. Założona przez Fortunato Pio Castellaniego w 1814 roku była prowadzona przez trzy pokolenia, zanim została zamknięta w 1927 roku. Ich wyroby zyskały ogromną popularność, a jej sukces zachęcił wielu jubilerów do pracy w podobnym historycznym nurcie. W XX wieku pałeczkę pierwszeństwa w kultywowaniu dawnego rzemiosła przejął Ilias Lalaounis. I widać to doskonale nawet na zdjęciach.

Czy to kopia?
Spójrzmy do jednej z gablot z biżuterią wyglądającą tak, jakby wyciągnięto ją ze starożytnych grobowców. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież to kopie antycznych zabytków, jednak w niektórych przypadkach wprawne oko dostrzeże różnicę. Za przykład niech posłuży wisior z węzłem Heraklesa. Niegdyś taki węzeł składał się ze splecionych dwóch pętli przypominających ułożoną poziomo ósemkę. Przyjmuje się, że motyw ten początkowo był znakiem sojuszy, które zawierali pomiędzy sobą wojownicy i utrwalali rytualnymi węzłami ze sznurów. Następnie, jako węzeł kojarzony z mocą, zaczął uchodzić za szczególnie skuteczny amulet. W klasycznej starożytnej Grecji pod sukniami nosiły go hetery, od gr. hetaíra – towarzyszka – dziś uznawane za odpowiednik kurtyzany. Chociaż od zwykłej prostytutki różniła je niezależność i wysoka pozycja towarzyska. Niejednokrotnie były bogatymi i wykształconymi kobietami, które prowadziły swobodny tryb życia, zarazem towarzyszyły ważnym osobistościom, jak wodzowie, politycy czy filozofowie, czego nie mogły czynić inne kobiety, które nie brały udziału w życiu towarzyskim i publicznym. Zatem bliżej im było do japońskich gejsz, które urozmaicały męskie spotkania swoimi talentami i występami, niż do kobiet lekkich obyczajów. Węzeł Heraklesa wydostał się jednak spod szat w okresie hellenistycznym i został jednym z bardziej eksponowanych elementów biżuterii. To prowadzi do wniosku, że miał w tym czasie ważne znaczenie symboliczne. Pojawiał się w trakcie ślubów, na których stawał się symbolem męskiej siły i zyskiwał moc wiążącą małżeństwo. Strój panny młodej zabezpieczano owym węzłem, a rozwiązać mógł go tylko pan młody. Węzeł umieszczano na osi diademów, wieńców, bransolet, odwoływał się wtedy do skojarzeń z misteriami. Popularnymi w starożytnej Grecji i Rzymie formami kultu religijnego dostępnego jedynie dla osób wtajemniczonych, które przeszły rytuał inicjacji. Często odprawiano je w nocy, przy śpiewie i tańcach, łączono z przedstawieniami, pokazującymi mity związane z bóstwem, które akurat czczono.

Teraz jeszcze raz zerknijmy na muzealny wisior, w którym nasz węzeł „stanął” w pionie i utracił funkcjonalność pierwotnego wzorca. Bo niby jak go zawiązać, gdy brakuje jednego ze sznurów? Zapewne zbyt długo nie będziemy się nad tym zastanawiać, bo w koło błyszczy i kusi ogrom obiektów, które podzielono na sześć sekcji. Na początku wita nas biżuteria i rzeźbione formy inspirowane artefaktami z prehistorii, paleolitu i neolitu, a także odkryciami archeologicznymi, takimi jak Skarb króla Priama. To cenne znalezisko odkrył na wzgórzu Hisarlik w Turcji w 1873 roku Heinrich Schliemann, niemiecki archeolog amator, który poszukiwał legendarnej Troi. Odkrył, a potem… ukradł. Skarb, który składał się z kilku tysięcy niekiedy bardzo małych elementów, został przemycony na grecki statek nim jeszcze ktokolwiek dowiedział się o jego odkryciu i w ten sposób dotarł do Aten, gdzie archeolog ogłosił swój sukces. Heinrich Schliemann wierzył, że biżuteria, którą znalazł w Troi II, jak określano wykopalisko, należała do Heleny Trojańskiej. Najbardziej znane zdjęcie ukazujące fragment odkrytej biżuterii przedstawia Sophię, żonę Schliemann, w złotej tiarze i naszyjnikach. Co ciekawe obecnie Skarb Priama znajduje się w Muzeum Puszkina w Moskwie. Jak tam trafił? Cóż, to już jest zupełnie inna historia, która zasługuje na oddzielną opowieść.
Wróćmy do ateńskiego muzeum. Kolejna sekcja została poświęcona wspomnianej już kolekcji wzorowanej na najważniejszych epokach starożytnej sztuki greckiej, od okresu cykladzkiego do bizantyjskiego. Inspiracje sięgają od kamiennych pieczęci minojskich i biżuterii grobowej z okresu hellenistycznego po wspaniałe zabytki architektoniczne czasów Cesarstwa Bizantyjskiego.
Od początku lat 70. Lalaounis rozwijał swój biznes na nowych rynkach całego świata, co przełożyło się na formy biżuterii. W trzeciej części wystawy widać, jak każda nowa galeria Lalaounisa otwarta w innym mieście stawała się impulsem do tworzenia. Od starożytnych kultur Dalekiego i Bliskiego Wschodu po Wikingów i Indian Ameryki Północnej. Dużo już było zachwytów nad ludzką kulturą, nadszedł wreszcie czas na czerpanie motywów ze świata natury i nią zachwyci nas następny fragment ekspozycji. Rośliny, bogactwo morskich stworzeń i mikrokosmos owadów. Do tego dokomponowane kamienie ręcznie rzeźbione w kształt kwiatów, przywodzące na myśl najlepsze osiągnięcia z warsztatu francuskiego secesyjnego artysty René Lalique’a.
Jeżeli jednak poczujemy znużenie odwołaniami do przeszłości (choć to mało prawdopodobne), to z pomocą przyjdzie nam sekcja piąta – wyraz fascynacji nowoczesnymi technologiami, od astronomii po medycynę. Zamiłowanie do początków ery komputerowej, zalet mikroskopu i teleskopu elektronicznego, wzrostu wiedzy medycznej i w badaniach kosmicznych odbiło się w biżuterii, która w mojej opinii zachowałae spójność z poprzednimi kolekcjami. Na sam koniec podróży pozostał dział ze zleceniami specjalnymi, jak na przykład na pochodnię olimpijską oraz strefa edukacyjna, przeznaczona dla młodych adeptów sztuki jubilerskiej.
Pozostaje jeszcze tylko zakupić katalog ze zbiorami i z pewnością po tej wielości bodźców przyda się nam wizyta w małej greckiej kafejce, gdzie nasze emocje ostudzi chłodne Frappé.
Autor:
Marta Norenberg, historyczka sztuki i złotniczka zafascynowana kuriozami ze świata rzemiosła. Pod szyldem Sztuk Kilka tworzy unikatową biżuterię ze srebra, a w książce „Muzealny Jednorożec” tropi znaczenia ukryte w historycznych przedmiotach.
Komentarze